Leczenie przymusowe

    Nazywam się Mariusz Szokaluk. Od kilkunastu lat wykonuje zawód specjalisty psychoterapii uzależnień, oraz psychoterapeuty. Postanowiłem się podzielić pewnym obszarem ze swojej pracy zawodowej, być może ktoś skorzysta z takiego sposobu myślenia czy postępowania terapeutycznego. A może ktoś inny to przeczyta i odniesie to do własnego życia i własnych trudności z jakimi akurat się mierzy i zmieni narracje o swoim problemie.

      Chce napisać o pacjentach uzależnionych od substancji psychoaktywnych zobowiązanych do leczenia na mocy postanowienia Sądu. Jako że pracuje w publicznej przychodni, takich pacjentów trafia stosunkowo dużo. Często z zastrzeżeniem sądowym, lub kuratorskim, że taka terapia ma trwać nie krócej niż dwa lata. Zgłaszający się pacjent najczęściej jest zniechęcony do spotkań, a tym bardziej do rozmów o sobie. Na pytanie o cele terapii czy oczekiwania często odpowiada wprost, że boi się konsekwencji prawnych i chce podpis z wizyty czy zaświadczenie, ale terapii nie potrzebuje. Kiedy przedstawiam jak będzie wyglądać terapia, wtedy często słyszę; dam radę. Zatem się godzę na spotkania.

    Ze swoich dotychczasowych obserwacji zauważyłem  kiedy pacjent nic nie wnosi na sesje, nie wie o czym chce rozmawiać,  doświadczyć on może pewnego rodzaju „porzucenia” kiedy terapeuta nie wykazuje zainteresowania (np. czytając książkę, robiąc notatki czy milcząc), zdarza się że pacjent nabiera wtedy  więcej gotowości czy motywacji by zacząć „coś” robić na tej sesji, bo być może obawia się, że spotkania będą odbywać się w milczeniu,więc siłą rzeczy nie opłaca mu się siedzieć w milczeniu 50 minut, wtedy najczęściej zaczyna poruszać jakieś wątki.

      Inną interwencją jaką zdarza mi się podejmować jest konsultacja z rodziną i pacjentem, który został zobowiązany do leczenia. Zdarza mi się zaprosić na konsultację rodzinę pacjenta wraz z nim po uprzedniej jego zgodzie na to. Często taki pacjent przychodzi pełen buntu i żalu do rodziny o to, że zgłosiła go do Sądu. Konsultacja ma celu aby usłyszał od swoich bliskich teraz kiedy jest trzeźwy jaki był powód zgłoszenia. Takie konsultacje bywają przełomowe dla dalszej terapii. Z pacjenta spada napięcie i cały ten bunt.

      Jeszcze inną interwencję jaką zdarzało mi się podejmować, to udział pacjenta w grupie psychoterapeutycznej na tzn procesie grupowym. Pacjent zobowiązany wyrażał chęć  udziału w takiej terapii i niektórzy z nich podczas wnoszonych problemów przez innych uczestników z czasem sami także zaczęli poruszać swoje wątki do omawiania. Były to naprawdę owocne doświadczenia.

     W większości przypadków terapia trwała faktycznie dwa lata, jednak nie wszyscy współpracowali i trudno było to nazwać terapią. Kilka osób jednak rzeczywiście przez taką formę zobowiązania i interwencje które wprowadzałem rzeczywiście miało sens. Bo zrozumieli i zaprzestali używania substancji psychoaktywnych.

Dziękuje za wypowiedź.

Mariusz Szokaluk