Masaż duszy

Agnieszka Krzysztoń

Jak bardzo ciało wpływa na umysł, emocje, na duszę. I jak bardzo w tym wszystkim istotny jest język.

Ostatnio coraz częściej podczas sesji z pacjentami wprowadzam elementy Focusingu. Zazwyczaj spotykam się z trudnymi początkami tej praktyki, jednocześnie dość szybko pojawiają się małe sukcesy i odkrywanie siebie głębiej z dużym zaciekawieniem i zainteresowaniem zarówno pacjentów samych sobą jak i moją obserwacją ich procesów.

Niedawno zaproponowałam taką formę pracy pacjentce, która od dawna wyrażała trudność w dostępie do siebie. Kobieta bardzo pragnęła coś poczuć, lepiej siebie poznać. Pragnienie wrosło ostatnio tym bardziej, że podczas rozmowy z partnerem uświadomiła sobie, że on świetnie kontaktuje się ze swoim ciałem (odnajduje złość w swoim brzuchu, strach w klatce piersiowej itp.). Z jednej strony czuć było u niej mobilizację do eksplorowania siebie z drugiej niewiarę, że może się to udać. Widziałam jej trud poszukiwań, jej zmęczenie oraz smutek przy kolejnej nieudanej próbie. Odzwierciedlanie tych stanów było pomocne i miało charakter edukacyjny czy modelujący, jednak nie posuwało nas to do przodu.

Po wielu próbach, które kończyły się zdaniami „nic nie czuję”, „wszędzie czuję tak samo, właściwie nie wiem co”, postanowiłam szukać innych słów i nieco innej drogi. Pamiętając, że dla pacjentki jedną z form dbania o siebie jest korzystanie z masaży, postanowiłam posłużyć się metaforą. Poprosiłam pacjentkę aby poszukała, które części jej ciała najbardziej potrzebują masażu. Zatrzymałyśmy się długo w tym miejscu i oglądałyśmy ciało z różnych stron. Ta metafora otworzyła jej drogę do czucia. Spotkała się z wypieranymi nieprzyjemnymi uczuciami, które kryły się pod napięciami. Jednocześnie odblokowała dostęp do siebie – uznania swojego cierpienia i dania sobie zgody na przeżywanie go. Kolejną wartością pracy z porównania terapii do masażu było wzruszenie po kontakcie ze swoim ciałem. Ulga, jakiej doznała pacjentka, jej wzruszenie, wyglądało, jakby wróciła do siebie po dalekiej trudnej podróży. Kolejny raz przekonałam się, jak owocne bywa używanie języka pacjenta i metafor zaczerpniętych z jego życia.